Osiedle Dudziarska (Osiedle Kozia Górka [11], ul. Dudziarska #40, #40A i #40B) to trzy trzypiętrowe bloki osiedla socjalnego. W budynku pod numerem 40 jest 77 lokali, pod numerem 40A jest 78 lokali, a pod numerem 40B 56 lokali [9], łącznie mieszkało tu 300 osób [3]. Na terenie osiedla nie było sklepów, punktów usługowych ani miejsc użyteczności publicznej [4].
Osiedle powstało pomiędzy bocznicą kolejową Olszynka Grochowska i torami linii kolejowej na trasie do Mińska Mazowieckiego [4]. Aby dostać się do cywilizacji, mieszkańcy musieli przejść około dwóch kilometrów łamiąc przepisy [1]. Drogą na południe trzeba było przejść przed 36 torów kolejowych [3], ominąć stojące na bocznicach składy (wspiąć się i przejść przez wagony albo przeczołgać się pod nimi, co spowodowało kilka wypadków śmiertelnych [4], zdarzyło się też że dzieci z osiedla odjechały razem z pociągiem [3]) [25]. Od północy dojście do pętli autobusowej Utrata prowadzi przez 9 linii kolejowych, w tym dalekobieżnych [1]. Jedyny legalny sposób to dojazd do oddalonego o kilkaset metrów pl. Szembeka autobusem 245, którym jazda trwa 40 minut [26] przez ul. Chełmżyńską, ul. Marsa i ul. Grochowską [25], a sam autobus jeździ co półtorej godziny [1] bardzo wolno, gdyż nawierzchnia ul. Chełmżyńskiej jest tragicznie wykonana (bruk, płyty betonowe) [12].
Oprócz linii kolejowych bloki są wciśnięte między lokomotywownię, spalarnię śmieci, zaniedbany i zarośnięty staw, dzikie działki oraz areszt śledczy [1]. Nad osiedlem nisko biegną linie wysokiego napięcia [3].
Osiedle powstało jako eksperyment społeczny dla rodzin z eksmisji [29]. Uznawane jest za warszawskie slumsy i najbardziej niedostępne osiedle w mieście [4]. Budynki powstały z prefabrykatów, bez podpiwniczenia, bez centralnego ogrzewania, gazu ani ciepłej wody (chociaż lokale są z łazienkami), z papą asfaltową zamiast dachu [1][4]. Mury budowane były z minimalną izolacją termiczną. Pierwotnie bloki dogrzewane były węglem [3], ale ponieważ kuchnie węglowe i piecyki do ogrzewania pomieszczeń często się psuły [4] mieszkańcy zostali zmuszeni do ogrzewania prądem. Mieszkania były niewielkie (29-37 m2), mieszkało w nich nawet do dziesięciu osób. Ponieważ telewizja była jedną z nielicznych rozrywek, na budynku pojawiło się mnóstwo anten satelitarnych [3]. Problemem byli nie płacący czynszu dzicy lokatorzy, których stąd już się nie eksmitowało, bo nie było skromniejszych mieszkań [4]. Niezamieszkałe lokale (nikt tam nigdy nie mieszkał, poprzedni lokatorzy nie żyją, bądź miał miejsce pożar) długo były zdewastowane. W części brakowało drzwi wejściowych, miały powybijane okna, wyrwane ze ścian instalacje sanitarne, były pełne śmieci i zepsutych sprzętów wrzucanych przez sąsiadów. Z powodu powybijanych okien i powyrywanych drzwi po klatkach schodowych hulał wiatr, unosił się też zapach moczu, stęchlizny, wilgoci i odchodów zwierzęcych [4]. Na osiedlu istniał problem alkoholu i narkotyków [3], funkcjonowała meta (nielegalna wytwórnia i sprzedaż alkoholu) [28].